Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Gryf z miasteczka Gryfino. Mam przejechane 30238.44 kilometrów w tym 1699.77 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.64 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 132676 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl href="https://www.bikestats.pl/statystyki/rowerowe/Gryf" title="Gryf Adrian ">button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Gryf.bikestats.pl
Licznik odwiedzających free counters
Wpisy archiwalne w kategorii

100-200 km

Dystans całkowity:9461.00 km (w terenie 795.30 km; 8.41%)
Czas w ruchu:430:52
Średnia prędkość:21.96 km/h
Maksymalna prędkość:79.27 km/h
Suma podjazdów:43929 m
Maks. tętno maksymalne:198 (107 %)
Maks. tętno średnie:147 (79 %)
Suma kalorii:121514 kcal
Liczba aktywności:71
Średnio na aktywność:133.25 km i 6h 04m
Więcej statystyk
  • DST 129.13km
  • Teren 5.00km
  • Czas 04:59
  • VAVG 25.91km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Sprzęt Brazylijka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czereśniowe rowerowanie oraz męskie rozmowy o życiu i śmierci

Sobota, 11 czerwca 2011 · dodano: 13.06.2011 | Komentarze 0

Wycieczka na luzie z Sargathem i Ramzesem.
O szczegółach można się dowiedzieć u Rammzesa i Sargatha

  • DST 172.85km
  • Teren 15.00km
  • Czas 07:34
  • VAVG 22.84km/h
  • VMAX 58.98km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 529m
  • Sprzęt Osiołek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niederfinow z cyborgamii z BS

Sobota, 14 maja 2011 · dodano: 15.05.2011 | Komentarze 4



Całą sobotę zarezerwowałem na wspólną jazdę ze szczecińskimi bikerami. Szczeciniacy wyruszyli po godzinie ósmej. Mając na bieżąco kontakt telefoniczny z Misiaczem, umówiliśmy się na nabrzeżu w Gartz, do którego spokojnie podążałem tempem spacerowym. Chłopaki wyrobili się w nieco ponad godzinę. Już wiedziałem, co mnie czeka :(

Wspólna fotka w Gartz © Gryf


Ruszyliśmy, a gdy ruszyliśmy, to średnia nie chciała spadać poniżej 28 km/h. Cały czas pod wiatr. Gadzik na przedzie a my za nim :)

W Schwedt zjechaliśmy z trasy do Krajnika po płyny uzupełniające, a co niektórzy na zupę z makaronem. O dziwo w Krajniku spotkałem dwóch kolegów tam pracujących w branży handlowej i załapałem się na darmowe jabłko :)

Po popasie w Krajniku wróciliśmy na zaplanowaną przez Jarka trasę i sruuu... tempem "turystycznym" pomknęliśmy w stronę Niederfinow jakimiś objazdami przez pola, drogami z płyt betonowych, ze względu na remont wałów na tym odcinku.

Betonówką przez pola © Gryf


Błękit i zieleń © Gryf


Widok z mostu w Oderberg na wschód © Gryf


Widok z mostu w Oderberg na zachód © Gryf


Oderberg - w tle neogotycki kościół © Gryf

Na zwiedzanie podnośni zdecydowali się Paweł (Sargath), Krzysiek i Marcin. Ja i reszta ekipy pozostaliśmy na dole i wypoczywaliśmy na ławeczce.

Podnośnia statków Schiffshebewerk w Niederfinow.
Podnośnia znajduje się na kanale Odra-Hawela w pobliżu miejscowości Niederfinow. Zbudowana została w latach 1927-1934 kosztem 27,5 miliona ówczesnych marek niemieckich. Na budowę tego zdumiewającego urządzenia zdecydowano się w celu przyspieszenia żeglugi utrudnionej bardzo dużą różnicą poziomów dróg wodnych - różnica między górnym a dolnym odcinkiem kanału wynosi 36 metrów. Wysokość podnośni wynosi 60 metrów, długość 94 metry, szerokość 27 metrów, a czas podniesienia lub opuszczenia statku wynosi 5 minut. Z podnośni korzystają barki (głównie z Polski), statki turystyczne, jachty i kajaki.

Więcej danych na temat tego obiektu można znaleźć w internecie.

Następny odcinek do Chorin wiódł przez las. Droga brukowa, ciągnąca się przez 5 km wyprowadziła nas prosto pod sam klasztor. Sargath, kupując bilet ulgowy dla młodzieży szkolnej poszedł zwiedzać zespół klasztorny, a my korzystając z wolnej chwili rozwaliliśmy się jak barany na trawie :)

Klasztor Cystersów w Chorin © Gryf

Droga powrotna była bardzo szybka, bo zbliżał się wieczór i prognozowany deszcz wielkoskalowy. Ja z Sargath'em jechaliśmy jednak wolniejszym tempem, bo średnia ponad 30 km, to już nie jest przyjemność (potem dowiedziałem się, że jechali ze średnią 35-40 km/h - wariaci). Przy wiatach w Friedrichsthal dołączył do nas Bartek (IsmailDelivere) wracający ze Schwedt. Widząc na niebie coraz ciemniejsze chmury cyborgi zaczęli tak cisnąć, że nie mogłem za nimi nadążyć. Z resztą dopadł mnie kryzys i ledwo utrzymywałem się na rowerze, tym bardziej, że wzmógł się tak silny wiatr, że miotało mną po całej drodze. Żeby mi dotrzymać towarzystwa od grupy odłączył się Jarek i razem pokonywaliśmy te wietrzne zmagania. Zrobiło się zimno i mokro. Szybkie przebieranki przed Gartz i już spokojnie ścieżką przez las dotarliśmy do Mescherin. Tam pożegnałem się z chłopakami i powolutku w deszczu przyturlałem się do Gryfina.

W domu gorąca kąpiel, uzupełnienie straconych płynów i węglowodanów, których zabrakło w organizmie podczas dzisiejszej jazdy :)



  • DST 112.14km
  • Teren 5.00km
  • Czas 05:18
  • VAVG 21.16km/h
  • VMAX 40.77km/h
  • Sprzęt Osiołek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Majówka, dzień 2

Niedziela, 1 maja 2011 · dodano: 02.05.2011 | Komentarze 1



Wstałem o 7:00 nie. Mogłem już spać - duszno mi, gorąco - chyba wczoraj przesadziłem. Jak ja wrócę do domu ponad 100 km w takim stanie? :(

Konrad też nie mógł spać. Ogarnęliśmy się i sruuu... nad jezioro. Wspaniałe mroźne powietrze (w nocy temperatura spadła poniżej 0 st.C). Wróciliśmy po 10:00. Żeby zbytnio nie ryzykować i nie robić satysfakcji panom w niebieskich mundurkach posiedziałem jeszcze u Andrzeja, żeby dojść trochę do siebie.

Wyjechałem po 14:00. Tym razem wiatr mi aż tak nie przeszkadzał, wręcz przeciwnie, pozwalałem sobie na jego pomoc, ja, zmęczony, niewyspany wędrowca ;) Wiatr miałem trochę boczny, trochę w plecy. I bardzo dobrze, bo nie wiem, czy bym powtórzył w takim stanie trasę z dnia poprzedniego.

Odcinek ponad 30 km (St.Dobrzyca-Resko-Łosośnica-Kulice) już znałem z wczorajszego dnia. W Kulicech odbiłem na Nowogard. Głowa mnie bolała okrutnie. Potem żałowałem, że nie zażyłem żadnych tabletek przeciwbólowych - jazda by była o wiele przyjemniejsza.

Dwór klacysystyczny w Kulicach z 1840 r., w tle kościół neogotycki 1865 r. © Gryf

W miejscowości Kikorze skręciłem na Osinę i Mosty potem do Goleniowa. Potem już znany odcinek 50 km (Łozienice, Pucice, szczecińskie prawobrzeże) aż do Gryfina. Do domu zawitałem przed 21:00. Kąpiel kolacja i zasłużony odpoczynek, bo jutro do pracy.

Jezioro Nowogardzkie © Gryf

Zachód słońca © Gryf

Zachód słońca © Gryf

Świat w zwierciadle © Gryf


  • DST 127.80km
  • Teren 20.00km
  • Czas 07:14
  • VAVG 17.67km/h
  • VMAX 34.58km/h
  • Sprzęt Osiołek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Majówka, dzień 1

Sobota, 30 kwietnia 2011 · dodano: 02.05.2011 | Komentarze 1



Miałem wyjechać przed 7:00, ale zanim się wygrzebałem i ruszyłem było prawie w pół do ósmej. Zimno z rana jak cholera, jakoś blisko zera (ale mi się zrymowało :))
Wiatr był nieprzyjemnie zimny i silny z północnego wschodu, a właśnie się w tamtym kierunku wybierałem. Do leśniczówki Andrzeja w St.Dobrzycy miałem cały czas "wmordewind" i to nie słaby. Na odkrytym terenie po płaskim jechałem 12-15 km/h z niemałym wysiłkiem. Żeby odpocząć wyszukiwałem odcinków leśnych, gdzie wiatr tak mocno nie dokuczał, a i trasa była bardziej przyjemna, dzika, terenowa, urozmaicona :)
Kierowałem się najpierw na St.Czarnowo, Kobylankę i pewne tajemnicze miejsce ;) Obiecałem koledze ze studiów inżynierskich - Grześkowi, że go odwiedzę. Jest on prezesem Proeuropejskiego Centrum Ekologicznego w Stargardzie Szczecińskim. Organizowali wraz z władzami Powiatu Stargardzkiego Dzień Ziemi w lasku przy użytku ekologicznym "Żabie Uroczysko" za Stargardem. Właśnie tam miałem się z nim spotkać i zobaczyć jak to wszystko jest zorganizowane.

Zanim tam dojechałem trafiłem po drodze (w Żarowie) na nieczynny już most kolejki wąskotorowej na Inie. Jeszcze nie rozkradli go złomiarze. Przypomniały mi się Bieszczady, gdzie nieczynne i zarośnięte linie wąskotorówki przeprowadzić mnie mogły swoimi mostami przez potoki Osława i Mikowy w okolicach Mikowa, Duszatyna i Prełuków :) TUTAJ Ale się rozmarzyłem :)

Nieczynny most kolejki wąskotorowej na rzece Ina w Żarowie © Gryf

Nieczynny most kolejki wąskotorowej na rzece Ina w Żarowie © Gryf

U Grześka nie posiedziałem długo, bo jeszcze kawał drogi przede mną i walka z okrutnym wichrem :( Grześ był pewnie zawiedziony, bo myślał, że posiedzę tam pewnie parę godzin, ale i tak dla mnie ta niecała godzinka to było za długo.
Odjeżdżając natknąłem się na swoje nauczycielki z podstawówki: panią od WF-u i panią od j.polskiego. Jaki ten kraj mały :)

Grześ i Marcin © Gryf

Droga © Gryf

Wyjeżdżając przez Stargard kierowałem się na Maszewo potem na Ostrzycę, gdzie zjechałem na leśno-polną drogę, której nie było na mapie. Wyjechałem po ok 8 km w Kulicach. Jazda stawała się coraz cięższa i bardziej męcząca przez silny, wiatr wiejący cały czas w twarz.

Popas :) © Gryf

Byle przed siebie © Gryf

Ciekawe hasło manifestacyjne w Łosośnicy © Gryf

Piaskowa - jeden z dopływów Regi © Gryf

I tak doczłapałem się do Reska, gdzie zrobiłem sobie zakupy na wieczorne imprezowanie przy ognisku. Wychodząc ze sklepu zagadnął mnie Bartek który tu mieszka, ale studiuje w Szczecinie. Ma już za sobą wyprawę do Chorwacji. Namówiłem go, żeby założył konto na BS. Wtedy będzie miał możliwość do wypadów ze szczecińskimi BikeStatowiczami. Obiecał założyć konto na BS i tak zrobił. Teraz tylko brakuje wpisów, ale myślę, że szybko wypełnią jego blog :)

Kościół mariacki w Resku z 1400 r. © Gryf

Do leśniczówki Andrzeja zostało mi tylko paręnaście kilometrów, ale ten odcinek okazał się spokojnym i przyjemnym.

Odpoczynek w lesie © Gryf

Wszyscy mnie serdecznie powitali. Po kąpieli w zimnej wodzie i przebraniu się w cywilki mogłem zacząć majową imprezkę z przyjaciółmi przy ognisku i trochę nad jeziorem na pomoście, która się skończyła nieco po 4 rano :)

  • DST 153.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 05:48
  • VAVG 26.38km/h
  • VMAX 56.00km/h
  • Podjazdy 270m
  • Sprzęt Brazylijka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sobotni spontan

Sobota, 16 kwietnia 2011 · dodano: 16.04.2011 | Komentarze 3

W piątkowy wieczór zaplanowałem sobie extra wycieczkę do Choszczna przez Chojnę, Myślibórz, Barlinek a powrót przez Pyrzyce, raptem jakieś 215 km. zanim się położyłem spać zerknąłem na BS. W dziale forum JurekTC rzucił propozycję "kierunek Międzyzdroje". Fajnie, ale już za późno miałem inne plany.
Rano budząc się o 7:00 pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy, to "chłopaki jadą do Międzyzdrojów, a ja będę się sam tłukł po jakiś wiochach? Zbiórka na M.Długim 9:00 to jak się sprężę, to pewnie zdążę. I dojechałem z Gryfina na 9:02 ze średnią 32 km/h.

W punkcie zbornym pogaduchy jakieś 0,5 godz. Był nawet Misiacz, żeby się przywitać, ale nie jechał z nami, bo miał w planie Schwedt. Po dotarciu Piotrka ruszyliśmy ku przygodzie.

Punkt zborny - Most Długi © sargath7

Wszyscy uczestnicy wycieczki czyli Jarek, Jurek, Paweł, Piotrek i ja jechaliśmy dopóty, dopóki część zespołu nie przegrzała się. Krótki postój w lesie, żeby zrzucić część warstw ubrań, a niektórzy ich mieli dość sporo :)

W okolicach Zielonczyna jest wzgórze widokowe, na którym chcieliśmy zrobić przystanek. Czy szosówką na oponach typu slick 20 mm po piasku, korzeniach, szutrze i kamolach można wjechać na wzgórze? Próbowałem, można ale męka okrutna ze zjazdem jeszcze gorzej, ciężko utrzymać równowagę na tak luźnym gruncie. Zanim tam wjechaliśmy, Jarek jadąc przede mną, omijając zamknięty szlaban poślizgnął się na liściach i patykach pod nimi ukrytych i wyrżnął prosto w szlaban owijając się na nim. Nie wyglądało to najlepiej. Podskakując z bólu i złości przysiadł na ziemi, wstał, podniósł swoje pędzidło, uśmiechnął się i rzekł: "dobra, koniec przerwy, jedziemy dalej". Dobry z niego zawodnik. Na górze oszacował straty: dziura w spodniach i siniak. Co ja piszę? Sinior wielkości 20 x 7 cm. To było jedyne nieprzyjemne zdarzenie tej wycieczki.

Końcówka podjazdu na wzgórze Zielonczyn © Gryf

Na wzgórzu Zielonczyn © Gryf

Wzgórze Zielonczyn © Gryf

Potem tylko droga, droga, droga...

Sargath ucieka przed potworem :-) © Gryf

Wjazd do Wolina © Gryf

Pamiątkowe zdjecie w Międzyzdrojach © Rammzes

Na molo w Międzyzdrojach © Gryf

W Międzyzdrojach Posililiśmy się troszeczkę. Jarek i Jurek wrócili na kółkach do Szczecina, a ja, Paweł i Piotrek, pociągiem.
Powrót Międzyzdroje - Szczecin © Gryf

Chłopaków pożegnałem w Dąbiu skąd dalej rowerkiem ruszyłem do Gryfina.

Panowie, dzięki za doborowe towarzystwo !!!
... i jeszcze filmik Sargatha :)



  • DST 104.04km
  • Teren 7.00km
  • Czas 04:57
  • VAVG 21.02km/h
  • VMAX 45.97km/h
  • Podjazdy 677m
  • Sprzęt Osiołek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sobota ze szczecińskimi Bikestatowiczami

Sobota, 5 marca 2011 · dodano: 05.03.2011 | Komentarze 9

Gryfino - Tantow - Storkow - Penkun - Wollin - Krackow - Retzin - Locknitz - Lubieszyn - Będargowo - Warzymice - rondo Hakena - Szcz. Podjuchy - Gryfino

Z Gryfina wyruszyłem sam, aby się spotkać ze szczecińską ekipą po niemieckiej stronie w Tantow. Wiatr był okrutny prosto w twarz, tak silny, że średnia do Tantow wyszła mi 17 km/h. Ze zjazdów nie szło przekroczyć 20 km/h, a co się napociłem.

Dostałem od Misiacza info przez telefon, że się trochę spóźnią, bo mieli po drodze awarię złapali gumę w dwóch rowerach. W Tantow trochę podjadłem i wyruszyłem naprzeciw grupie w stronę Rosow. Spotkaliśmy się (od mojej strony) kilometr przed Rosow. Byłem zszokowany :O Takia wielka grupa? Paweł, Jurek, Krzysiek, drugi Paweł, Sebastian, Aneta, Marek, Arek, Robert, Piotrek i ja.

Spotkanie © Gryf

Krótkie przywitanie, szybki zjazd do Tantow i od przejazdu kolejowego zaczęło się. Przez długi odcinek, aż do Locknitz mieliśmy przerąbane, "wiatrem w mordę wicher dmie" Przed Storkow umęczeni mocno tylko 6-cio kilometrowym odcinkiem (podjazd i pod wiatr) zrobiliśmy krótki popas i podjechaliśmy drogą w prawo 660m,aby porobić fotki dobrze utrzymanemu, staremu wiatrakowi.

Stary wiatrak w Storkow © Gryf

Po krótkiej sesji zdjęciowej wróciliśmy na naszą główną trasę, aby dojechać do Penkun, w którym były kolejne dwie sesje zdjęciowe: przy kościele ewangelickim z XIX w., łącznie ze zwiedzaniem go, i przy zamku z XII w.

Oczekiwanie na resztę grupy przy kościele w Penkun © Gryf

Podziwianie zamku © Gryf

Jak się masz koteczku? © Gryf

Nasze rumaki na tle zamku w Penkun, który nie mieści się w kadrze © Gryf

Trzeba zbierać manatki i jazda w stronę Locknitz! I cały czas pod wiatr.

W Krackow zajechaliśmy do muzeum motoryzacji. Na zwiedzanie zdecydowały się tylko 2 osoby: Paweł(sargath) i Marek. Reszta grupy miała zasłużoną przerwę na posiłek. Jadąc do Locknitz przejeżdżaliśmy leśną drogą koło 1000-letniego dębu, gdzie Sebastian popstrykał kilka zdjęć. W mieście planowane zakupy w markecie i sruuu... do Polski.

Teraz wiatr wiał nam w plecy i można było podciągnąć tą żałosną średnią :) do Lubieszyna nie schodziło chyba poniżej 30 km/h. W Dołujach ja, Misiacz i Shrink pożegnaliśmy się z resztą ekipy i ruszyliśmy w stronę Przecławia.

Pożegnanie w Dołujach © Gryf

Na rondzie Hakena pżegnałem Pawła i Sebastiana i pognałem przez Autostradę Poznańską do Podjuch, gdzie na Orlenie wypiłem gorącą kawę. Dojeżdżając do Gryfina był wspaniały zachód słońca i chciałem strzelić fotką z nabrzeża, ale już nie zdążyłem.

Po zachodzie słońca © Gryf

Jak zwykle wycieczka udana, wiatr nas wymęczył, ale tylko niektórych (czytaj "ludzi"). Kolano boli dalej, ale jeszcze się całkiem nie zepsuło :)

  • DST 155.80km
  • Teren 15.00km
  • Czas 07:00
  • VAVG 22.26km/h
  • VMAX 36.18km/h
  • Temperatura -3.0°C
  • Podjazdy 435m
  • Sprzęt Osiołek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na kebaba do Ueckermunde

Sobota, 19 lutego 2011 · dodano: 19.02.2011 | Komentarze 15

Szczecin - Tanowo - Dobieszyn-Rieth-Warsin-Ueckermunde-Luckow-Gegensee-Hintersee-Grunhof-Blankensee-Buk-Lubieszyn-Warzymice-Szczecin Podjuchy-Gryfino

Trasa w doborowym towarzystwie szczecińskiego BS: Misiacza, Krisa, Jurka i Sargatha.

Miejscem spotkania tym razem było j.Głębokie. Do Szczecina dojechałem pociągiem, potem szybko z dworca do punktu zbiórki. Zawitałem tam jako pierwszy.

Zbiórka na Głębokim © Gryf

Po apelu i sprawdzeniu obecności ruszyliśmy żwawym tempem przez Tanowo i Dobieszyn do granicy, gdzie zrobiliśmy sobie krótką przerwę na fotki i wygłupy :D

Na pasie granicznym © Gryf

Orzeł z godła III Rzeszy dumnie się prezentuje na pasie granicznym © Gryf


Kilkaset metrów dalej, skręcając w leśną drogę na lewo, Misiacz zaprowadził mnie w ciekawe miejsce, gdzie ukryty pośród krzaczorów stał Krzyż Barnima i pamiątkowy kamień. Gdybym jechał sam, na pewno bym tego nie zauważył. Sargath przejeżdżał już tędy pewnie niejednokrotnie i też o tym się dowiedział dopiero tym razem. Z resztą on, jadąc swoim tempem nie jest pewnie w stanie zauważyć nic poza przednim kołem swojego roweru i kilkunastometrowym odcinkiem drogi po której pędzi. Dobrze, że jeździ od czasu do czasu z grupą, to postrzela sobie parę fotek :D

Krzyż Barnima © Gryf

Pamiątkowy kamień © Gryf

Tłumaczenie tekstu (umieszczonego na tablicy informacyjnej w tym miejscu) z j. niemieckiego znalazłem gdzieś w sieci:
<em>"W dawnych czasach książęta pomorscy jeździli Chętnie na polowania do Puszczy wkrzańskiej, wielkiego obszaru leśnego między Odrą i Pianą, zalewem i Ziemią Wkrzańską. Któregoś dnia noc zaskoczyła księcia Barnima II. i jego przyjaciół nieopodal Vogelsang, gdzie stał zamek Vidante von Muckerwitz.
Pan zamku chętnie przyjął kompanię myśliwych, ugościł ich i kazał przygotować kwatery na nocleg. Rankiem gości pozdrowiła piękna pani na zamku. Młody Barnim zapałał miłością ku niej. Po powrocie do szczecińskiego zamku przemyśliwał, jakby mógł ją zdobyć. Zdecydował wysłać Vidante jako książęcego posła do króla polskiego. Gdy Barnim dowiedział się, że pan zamku jest w bezpiecznym oddaleniu, pocwałował do Vogelsang i zaczął ubiegać się o względy młodej pani. Obydwoje delektowali się pięknymi chwilami. Jednakże Vidante doniesiono o idylli. Płonąc z wściekłości wrócił do domu i obmyślał zemstę. Już następnego dnia pojawił się książę Barnim przed zamkiem i zauważył przerażony powrót pana domu. Ten zaprosił go na łowy, i wkrótce puścili się w pogoń za wspaniałym jeleniem, tak szybko, że gawiedź nie mogła nadążyć. Pośród najgłębszego lasu zatrzymał Vidante księcia Barnima i wbił mu miecz w pierś, nim ten zdołał się obronić.
Jego brat kazał na miejscu mordu ustawić kamień pamiątkowy i wielki krzyż, Krzyż Barnima. Ten stał przy szosie ze Szczecina do Ueckermünde między Dobieszczynem a Hintersee w starym lesie. Wysoki czarny krzyż widać było dopiero, gdy stało się bezpośrednio przed nim.
Arbitralnie przez las przeciągnięta granica zniszczyła także ten pomnik. w 1983 kamień znaleźli członkowie koła łowieckiego z Hintersee i ustawili ponownie. W 1993 musiał ustąpić miejsca przebudowie drogi z Hintersee do granicy. Odtąd krzyżowi i kamieniowi dano nowe miejsce a uczuciom ku rodzinnej ziemi Pomorzan przywrócono stare miejsce pamięci."
</em>
Ruszyliśmy w stronę Ueckermunde, bo przecież naszym celem był kebab u Turka :)
W Ueckermunde podziwialiśmy widoki nad zalewem, rzeźby w starych pniach drzew i ładnie utrzymane budynki i uliczki miasta.

Ice rocks © Gryf

Każdy zajęty swoimi sprawami © Gryf


Rzeźby w pniach drzew © Gryf

Drewniany most © Gryf

Po obfitym posiłku u Turka nikomu nie chciało się ruszyć. Jechało mi się ciężko. Brzuch czułem na ramie roweru. Z Rieth do Hintersee jechaliśmy trasą nieistniejącej już kolejki wąskotorowej. Droga wiodła leśną drogą gruntową. Chłopaki nadali takie tempo, że to się potem zemściło na mnie. Z każdym następnym kilometrem odczuwałem coraz większy ból kolan. Potem, już nie pedałowałem, tylko kręciłem, żeby się jakoś toczyć (20-22 km/h na podjazdach 14-16 km/h).

Jurek fotograf © Gryf

W Dobrej pożegnaliśmy się: Jurek i Paweł (sargath) ruszyli w stronę Głębokiego, a Kris, Misiacz i ja w stronę Przecławia. Misiacza pożegnaliśmy na rondzie Hakena a Kris potowarzyszył mi jeszcze do Podjuch, gdzie pokierował się na Zdroje i do Śródmieścia. W Podjuchach na Orlenie wypiłem gorącą kawę, zjadłem ostatnią bułkę i powolutku potoczyłem się już spacerowym tempem do Gryfina.

Widoki przednie, kebab skonsumowany, kolana zawiodły - ogólnie wycieczka udana.

I na koniec film Jurka:



  • DST 100.89km
  • Teren 12.00km
  • Czas 05:08
  • VAVG 19.65km/h
  • VMAX 40.77km/h
  • Podjazdy 587m
  • Sprzęt Osiołek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Voo Doo, czyli zemsta Jurka

Niedziela, 13 lutego 2011 · dodano: 13.02.2011 | Komentarze 8

Gryfino-Szczecin-Binowo-Żelisławiec-Gardno-Dżenin-Sobieradz-Chwarstnica-Borzym-Dołgie-Lubanowo-Babinek-SteklnoPniewo-Gryfino-Nowe Brynki-Gryfino

Wycieczka zapowiadała się świetnie: słonecznie, czyste błękitne niebo bez oznak zachmurzenia no i zaplanowane spotkanie ze szczecińskimi wariatami z Bikestats'a :-)
Z Gryfina wyjechałem o 8:00 z zapasem, żeby się nie spóźnić w umówione miejsce. Do KFC na ul.Struga miałem niewiele powyżej 20 km spokojnie dotarłem tam w niecałą godzinę. Oczekując na Misiacza, Sargatha i Krisa, na rogu ulic Struga i Łubinowej, mogłem zjeść drugie śniadanie i popić gorącej herbaty :-) Nagle z prędkością ponaddźwiękowa przejechało 3 bikerów. To oni! Nawet mnie nie zauważyli. Szybko wsiadłem na swojego "osiołka" i podjechałem do nich, gdzie się zatrzymali kawałek dalej szukając mnie. Krótkie przywitanie, fotka i w górę ul.Łubinową i Chłopską do Puszczy Bukowej.

Powitanie i wspólne zdjęcie © Gryf

Już po krótkim podjeździe Misiacz się zagrzał i ściągnął jedną warstwę futra. Misiaczowi przyszło do głowy, że nazwie tą trasę "Zemsta Jurka".

Powolne, mozolne wspinanie się pod górę i popas przy "Sercu Puszczy". Tutaj Misiacz zrobił striptiz, zażonglował swoimi futerkami i wybrał odpowiednie do panujących warunków.

Serce Puszczy © Gryf

Przebieranki Misiacza © Gryf

Zjazd do Binowa był wyśmienity, trzeba było tylko uważać na gwałtowne ruchy, aby nie zaliczyć gleby na śliskiej ośnieżonej nawierzchni. I to właśnie przytrafiło się Misiaczowi - na starym, brukowym trakcie między Binowem a Żelisławcem zaliczył niezłą glebę przy której rozwalił sobie kolano. Wąska, slick'owa oponka, którą miał na przodzie nie nadawała się na takie drogi. Później się śmialiśmy, że Jurektc zrobił sobie nasze postacie-kukiełki i nakłuwa je igłami.

Sargath w każdej miejscowości, wsi czy osadzie strzelał foty kościołom.

Gardno © Gryf

Lubanowo © Gryf

Sargath - niedoceniony fotograf © Gryf

I znowu przyszła kolej na Jurkatc, który siedząc w domu i bawiąc się kukiełkami (naszymi postaciami) pewnie wysypał groch i rozlał coś z kubka. Droga z Dołgich do Sosnowa, to istny koszmar dla rowerzysty. Nie były to kocie, ale baranie czy też krowie łby. Droga miejscami zatopiona, pozalewana, teoretycznie nieprzejezdna, ale udowodniłem chłopakom, że da radę się przeprawić przez takie brody. Męka trwała przez 4.8 km od 12:35 do 13:05. Prędkość z jaką pokonaliśmy ten odcinek, to 10 km/h. Po zjechaniu na asfalt Misiacz wykonał telefon do Jurka i poprosił go w imieniu nas wszystkich o zaniechanie tych niecnych czarów religijnych. Szaman wysłuchał naszej prośby i do końca trasy nie było już przygód. Chociaż mógłbym rzec, że nie do końca tak się stało. Po odpoczynku na przystanku autobusowym za Steklnem Misiacz w niewiadomy sposób poczuł przypływ energii - grzał jak opętany. W tym samym czasie ja poczułem brak tej energii - miałem kryzys. Nie wiem, czy to była sprawka Jurka, czy za mała ilość kalorii przyjętych przeze mnie. Ledwo dokręciłem do Gryfina. Ale od czego są Cyborgi :-) Kris zauważył moją niemoc i od Żurawek, od wjazdu na wiadukt aż do mojego domu pomagał mi jakoś dojechać. Dzięki Kris!

Zaprosiłem chłopaków do siebie na gorącą herbatę. Chwilę posiedzieliśmy i czas ruszać dalej. Przed nimi jeszcze godzina jazdy do Szczecina - jakieś 25km. Odprowadziłem ich jeszcze do Nowych Brynek, tam się pożegnaliśmy i wróciłem do Gryfina. Brakowało mi jeszcze parę km do 100, to pokręciłem się po mieście, pojechałem za most sprawdzić sytuację stanu wody. Droga na Mescherin nadal nie przejezdna. Szkoda, że zostawiłem aparat w domu, bo były piękne widoki przy zachodzie słońca. Moja strata :-(
Gdy przyjechałem do domu byłem wypompowany, czyli dzień udany :-)

Aha, zapomniałbym. Gdy wyjechaliśmy z Lubanowa podążając do Babinka nasza trasa była zamknięta (czyżby znowu sprawka szamana?). Wjechaliśmy na nią nielegalnie. Widząc w oddali snajpera skojarzyłem sobie, że może być to obława na grasującego w okolicy niedźwiedzia (Misiacza?)

Snajper © Gryf
W poszukiwaniu zwierza © Gryf


Długo się nie zastanawiając chcieliśmy jak najszybciej opuścić strefę zagrożenia, tym bardziej, że poszukiwany miał charakterystyczny, rzucający się w oczy uniform :)

Ścigany umyka ze strefy zagrożenia © Gryf


  • DST 107.50km
  • Czas 05:40
  • VAVG 18.97km/h
  • VMAX 65.70km/h
  • Podjazdy 1229m
  • Sprzęt Osiołek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bieszczadzki spontan plus wyprawka "Na azymut", dzień 1

Wtorek, 7 września 2010 · dodano: 14.09.2010 | Komentarze 0

Rowerem z Rzeszowa, najpierw mało uczęszczanymi, wąskimi drogami przez Budziwój, Siedliska, Lubenia, Połomia, na których odbywa się coroczny Rajd Rzeszowski. Potem szosą, bo w ten sposób za dnia nie zajechałbym nawet do Sanoka. Obóz rozbiłem przed Bereżką wśród zadrzewień śródpolnych niedaleko drogi. Na kolację przyrządziłem sobie makaron z klopsami w kapuście. Potem telefon do Ani, Analiza trasy dnia jutrzejszego i spać.
Stare, wiejskie klimaty © Gryf

Zajazd pod samolotem © Gryf


  • DST 107.74km
  • Teren 34.70km
  • Czas 05:40
  • VAVG 19.01km/h
  • VMAX 42.22km/h
  • Podjazdy 416m
  • Sprzęt Osiołek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dookoła Miedwia

Piątek, 30 lipca 2010 · dodano: 30.07.2010 | Komentarze 4

Pogoda dopisała. Z Gryfina jadąc do Zieleniewa przez Stare Brynki, Puszczę Bukową i Płonię jechało się rewelacyjnie. Od Zieleniewa przez Koszewo ,Ryszewo, Sobieradz, Chwarstnicę było już ciężko - cały czas wiatr w twarz - aż do Gryfina. Za mało jadłem podczas jazdy, co też robi swoje. Drogi paskudne, dlatego wolałem już jechać szutrem, polną lub leśną niż masakrycznie podziurawioną i polepioną asfaltówką, Ogólnie wypad udany.
Maszty antenowe Radiowo-Telewizyjnego Centrum Nadawczego w Kołowie na wzgórzu Lisica. Wysokość masztów to: 267m i 70m. © Gryf

Dworek Hetmański © Gryf

Na trasie © Gryf

Przez łąki i pola © Gryf